środa, 21 września 2011

Droga wytyczona nam przez banki


Jeszcze przed premierą płyty ludzie na koncertach powtarzają za nami "Idziemy pierdoloną drogą wytyczoną nam przez banki / pękają, pękają, patrz, jak pękają banki". Niektórzy na pewno słyszeli wcześniej, inni w lot łapią słowa refrenu - bo chwytliwy rytmicznie, ale przede wszystkim merytorycznie. Naszą motywacją do nagrania tego numeru był wkurw, anarchistyczne: "nie zgadzam się na taką organizację społeczną". To sobie pokrzyczeliśmy. Ale co możemy prócz krzyczenia?



Oczywiście kawałek hip hopowy to nie miejsce na wykładanie teorii historiozoficzno-socjologicznych. To raczej ten rodzaj ekspresji, który pozwala podzielić się pewnym stanem ducha, niekoniecznie spójnym światopoglądem. A zatem, raz odsyłam w diabły wszystkich bankowców, innym razem głoszę hymn pochwalny na cześć ładu społecznego i roli jednostki w budowaniu dobrobytu powszechnego... Nie no, to już lekka przesada... Ale rozumiecie zasadę.

Jeżeli ktoś już koniecznie chce się podzielić swoimi poglądami i odpowiednio je uargumentować jest jeszcze cała masa środków ekspresji czy raczej artykulacji. Choćby wpis na blogu. Dzięki, że jesteście (korzystając z okazji).

Tak więc, banków nie lubimy, hejtujemy je. Banków, developerów, prawników i wszelkiej maści pośredników (wyjąwszy kumpli - na zasadzie: wszystkie kobiety to dziwki, prócz... wymieniajcie). Przyznacie, że to dojmujące, gdy z ulic w centrum i nie tylko znikają szyldy księgarń, kawiarni, sklepów o ciekawych profilach, a my i tak wiemy co zawita w ledwo co opuszczone kąty. Albo, że byle mieszkanie w Poznaniu kosztuje tyle, co 70-metrowy domek w Barcelonie. Ponoć to przez to, że u nas bańka jeszcze nie pękła tak okazale, jak w Hiszpanii. Dlatego takie drogie są te nieruchomości, mimo, że coraz tańsze. Wszystko jasne - ludzie nie mają gdzie mieszkać, bo bańka. To ma sens..

Rządzą nami wartości abstrakcyjne, w ramach gry, którą ktoś kiedyś zaczął, chyba nie zdając sobie do końca sprawy z czym igra. Ktoś, czyli kto? Mój znajomy z osiedla, na którym się wychowałem dobrze wie kto i Wy wiecie o kim on myśli.

Niedawne niewinne spotkanie w tramwaju, zakończyło się wręcz międzynarodowym skandalem z udziałem wspomnianego kolegi i jednej ze współpasażerek wagonu miejskiego taboru. Jednej z kilkudziesięciu, dodajmy, zmuszonych do słuchania tyrady mojego znajomego. Na jaki temat? Co tam, co tam, gadu gadu, aż tu słyszę od niego, że Hitler miał rację. Na jednym z przystanków podeszła do nas pewna pani zwracając się do mojego kolegi: "ja jestem pochodzenia żydowskiego, mnie też, by Pan chciał wysłać do gazu?". Seba (tak go nazwijmy) mimo chwilowego załamania w głosie nie tracił rezonu - zwymyślał ją, obiecał wysadzić parlament i nie tylko. Warto zaznaczyć, że antysemityzm Seby nie jest antysemityzmem kibolskim, czyli takim-o, a intelektualnym. Seba się zna, czyta Fakt, ogląda filmy na youtube'ie.

Ciężko było się przebić przez jego salwy, ale nie traciłem nadziei, podobnie, jak reszta tramwaju, która bardzo mi kibicowała. Przynajmniej tak to odbierałem. Masz rację, że Żydzi to bardzo wpływowi ludzie... mówiłem, a raczej próbowałem coś powiedzieć, bo byłem zasypywany kolejnymi inwektywami. Jedyne co udało mi się przemycić to pytanie: a jak według Ciebie to się zaczęło, lichwa, banki i cały ten syf? Po raz pierwszy udało mi się go zamknąć, ku uciesze współpasażerów.



A było to tak. W średniowieczu jakiś debil dotknięty schorzeniem kazirodczym postanowił: Żydzi nie mają praw ziemskich. Innymi słowy: Wy i wasze pejsy możecie sobie tu zostać, byle po cichu i wara od naszej największej wartości: ziemi (ludzie to jednak są dziwni, kiedyś za największą wartość uważali ziemię, dzisiaj zabijają się w imię cyferek, ciekawe dla czego stracą głowę w przyszłości: dla śliwek?).

Tak się złożyło, że ów debil był jednocześnie cesarzem i jak sobie wymyślił, tak się stało. Niektórym Żydom zabrano ziemię, większość jednak ją najzwyczajniej sprzedała. Raptem, ci niepożądani obcy, mieli coś bardzo pożądanego i swojskiego, mianowicie: pieniądze. I zaczęli robić geszefty, bez sentymentów, w sumie nie dziwota. Co było później wiemy już bardzo dobrze.

U zarania tego świata, stworzonego nam przez banki, utożsamianego przez wielu z Żydami, znalazł się więc antysemityzm. Rzeczywistość jest bardziej wielowymiarowa niż się nam zdaje, a już na pewno bardziej niż się zdaje mojemu koledze spotkanemu w tramwaju.

A ten kawałek ma blisko 5 minut i jest zajebistą dawką emocji. Enjoy!

sobota, 3 września 2011

Sztuka vs. Dziady




"Na hip hop idę do studia, niekoniecznie do klubu..." - tymi słowy zaczyna się "Pod krawat", najnowszy kawałek Ripaktu ze zbliżającej się wielkimi krokami drugiej płyty. Niejeden ze słuchaczy zachodzi pewnie w głowę: "o co w tym wszystkim chodzi?". Zespół hip-hopowy odżegnuje się od uczestniczenia w  hip-hopowych imprezach? Strzał w stopę! A może zwykła szczerość i trzeźwa ocena sytuacji.

Nigdy nie ukrywam swoich fascynacji innymi nurtami muzycznymi. "Na hip-hopie zjadłem zęby, ale mam też inne wkręty..." -  brzmiała moja odpowiedź na zarzuty i głosy oburzenia, pojawiające się po naszym wywiadzie, którego udzieliliśmy Glos.tv, a w którym to śmialiśmy zwrócić uwagę na eklektyczność naszego projektu. Pisząc ten post obczajam kompilację najlepszych klipów sierpnia zdziałaną przez jeden z portali muzycznych. I wiecie co? Nie ma tam choćby jednego kawałka, który wziął się z czarnej duszy. Ale to i tak cholernie dobra muzyka. O a teraz świetny set D'n'B.

Zdarzyło się Wam patrzyć litościwie na dziadów grających 30 lat te same szlagiery? Nie mam wątpliwości co do tego, że oni te Wasze litościwe spojrzenia odczytali właściwie. "Każde pokolenie ma własny czas" śpiewało niedawno Kombii, niejako pogodzone z tym, że to co robią, dawno przestało być przejawem sztuki, a stało się zwykłym badziewiem dla mało wymagających odbiorców.  Bo sztuka musi korespondować z tym co się aktualnie dzieje, dlatego mieliśmy epoki literackie, dlatego mamy trendy w malarstwie, dlatego też w pewnym momencie większość kawałków ma jakieś tam punkty wspólne. Nasze pokolenie miało swój czas jakieś dziesięć lat temu

Ależ wtedy powstawały kawałki, wspominam z rozrzewnieniem. Mniej więcej dziesięć lat temu właśnie, na skraju dekad zmienił się też klimat społeczny. Lata 90. to, bez wątpienia, panowanie subkultur. Dzisiaj jesteśmy dużo bardziej uniwersalni. Przez youtube, przez facebooka, przez centra handlowe, które zunifikowały nasze style ubierania. Także dzisiaj powstaje cała masa dobrej hiphopowej muzyki, zresztą sami wiecie. Ale właśnie zamykanie się na jeden gatunek jest strzałem w stopę. A wymaganie tego od innych jest robieniem z siebie durnia.

Który dubstepowy remiks Blue Foundation lubisz najbardziej? Ostatnia płyta Fat Freddy's Drop już tak nie urwała, ale czy w ogóle możliwe jest utrzymanie tak nieludzkiego poziomu z "Based on true story"? Kto najlepiej w Polsce gra drumy? Jak się nazywa ten kawałek, w którym jakieś dzieciaki śpiewają, że mają pistolet i sobie postrzelają? Co śpiewacie przy ognisku?

Zawsze będę raperem, a Ripakt zawsze będzie składem rapowym, toteż, jeśli dostaniecie coś obrandowane naszym znakiem, możecie być pewni: najlepszy rap na pełnej kurwie! Z różnymi udziwnieniami oczywiście, bo nie jesteśmy dziadami, a artystami. Jeśli wymagacie natomiast bym co tydzień bawił się w klubie przy tych samych od 10 lat kawałkach to: nie, dzięki. Dzisiaj wbijam na zajebiste minimalowe party, będzie ogień. Kręci je mój kumpel, który notabene przygotował kilka produkcji na następny album (ale o tym jednak sza). On też wychował się na Moleście, również słucha hip-hopu, czasem mimo swej minimalowej wkrętki produkuje hip-hop, albo grime. Bo nie jest dziadem. Czego również i Wam życzę z całego serca. Czarnego serca.